Vinka odradzała nam Budvę, ze względu na dużą ilość ludzi, polecając za to Herceg Novi na obrzeżach Boki Kotorskiej. Jednakże ze względu na chęć zobaczenia Baru, Sveti Stefan i być może Cetinje i Ulcinja (tych 2 ostatnich miejsc ostatecznie nie odwiedziliśmy) postanowiliśmy obrać jednak Budvę na naszą bazę. Na dworcu jak zwykle znaleźliśmy nocleg. Cała kawalerka dla siebie za 20 euro za noc (10 od osoby), 10 min. spacerkiem od Slovenskiej Plaży i starówki.
Przyjemny, fotogeniczny stari grad, i ciekawa, otoczona skałami plaża Mogren to niewątpliwe atuty Budvy. Jest jeszcze Slovenska plaża, latem zatłoczona niemiłosiernie, pod koniec maja jeszcze tłoku nie ma. Z naszego ulubionego baru przy tej plaży, który zwał się Dva Vesla (kuflowe Nikšićko 1,60 euro i na dodatek podstawki były) widok jest nieprzeciętny. Na wprost - wyspa Sveti Nikola, po prawej budvańska starówka, a po lewej w oddali majaczy Sveti Stefan.
Tłoku nie ma, ale za to jest całe zatrzęsienie Rosjan. Na każdym kroku Rosjanie, więcej ich niż Serbów. Mała Moskwa dosłownie. Znudziło mi się już po każdym "spasiba" mówić "Mi ne Rusi". Nawet położenie rozmówek polsko-serbskich na stoliku w knajpie nie pomagało, i tak brali nas za Rosjan.