Jeżeli Dubrovnik jest fantastyczny, to Kotor genialny (jest to oczywiście moja subiektywna ocena). Samo położenie miasta na samym końcu Boki Kotorskiej, adriatyckiego fjordu, u stóp Lovćenu jest niesamowite. Kotor jest bardziej kameralny, mniej zatłoczony, wydaje się być bardziej autentyczny. Labirynt krętych uliczek tworzy niepowtarzalną atmosferę tego grodu. Jak byś nie chodził, zawsze wyjdziesz na plac przed katedrą św. Trypuna (Trg sv. Tripuna) albo Trg od Oružja przy głównej bramie. Górująca nad miastem Twierdza św. Jana (Tvrđava sv. Ivan) dodaje temu miejscu monumentalności i sprawia wrażenie, że niewielka starówka wydaje się być u podnóża fortecy olbrzymia. Potężnych murów i twierdzy nie zdobyli nawet Turcy, którzy w 1539 r. pod wodzą Hajrudina Czerwonobrodego natarli na miasto siłą 30 tys. żołnierzy i 200 statków. Forteca, którą wznieśli Wenecjanie (Kotor należał przez 350 lat do Republiki Weneckiej), jest obecnie nieco zrujnowana i przypomina troszkę inkaskie zaginione miasta. 2 euro należy zapłacić za niewątpliwą przyjemność spaceru po grubych, momentami nawet 15-metrowych murach twierdzy.