Kolejnej nocy rozpętała się największa podczas naszego pobytu na Sycylii burza. Huk piorunów i błyskawice nie pozwalały nam spać. Niedzielny poranek jednak powitał nas bezchmurnym niebem i po raz pierwszy ostrym sycylijskim słońcem. Uradowani sytuacją pogodową nie mogliśmy się doczekać kolejnego etapu podróży, którym był rezerwat Zingaro. Ponieważ była niedziela i nie kursowały autobusy (kolej do Scopello nie dojeżdża), podrzucił nas Lionello, syn właścicielki pensjonatu, w którym mieszkaliśmy. Trekking po Zingaro nie doszedł jednak do skutku, mimo pięknej pogody. Na rogatkach Scopello stały policjantki i kazały wracać wszystkim chętnym do odwiedzenia rezerwatu (a niedoszłych wycieczkowiczów było wielu, mimo wczesnej dość pory). Nocna burza poczyniła spustoszenia na szlakach rezerwatu. Błoto i wysoka woda nie pozwalały na wędrówki, a dzikie plaże w zacisznych zatoczkach okazały się niedostępne. Widzieliśmy taką zalaną plażę w Scopello. Lionello stwierdził, że nigdy nie było tak wysokiej wody w tym miejscu. Musieliśmy zatem wrócić do Castellammare i spędziliśmy ten pierwszy piękny sycylijski dzień na długiej castellamaryjskiej, przepięknie położonej plaży.
Wieczorem Maria, właścicielka noclegu zaprosiła nas do siebie na kawę i słodką owocową tartę, jej wnuczka miała bowiem urodziny.