Ocena:9 (miejscowość i morze wspólnie)
Do Konstancy przyjechaliśmy około 10 rano. Okazało się, że tu również są dwa (co najmniej - wkurzający zwyczaj) dworce autobusowe. Busik z Tulczy przyjechał na północny, a autobusy do Eforie odjeżdżają z południowego. Odległość - jakieś 5 km. Południowy dworzec, umiejscowiony obok dworca kolejowego, przygnębia. Warszawa Stadion w naszej stolicy to przy nim szczyt cywilizacji. Chaos totalny, brak informacji. Ba, nawet brak budynku dworcowego. Tłum ludzi. Naganiacze. Po raz pierwszy w Rumunii natknęliśmy się na tak wielu Cyganów w jednym miejscu. Czym prędzej opuściliśmy to nieprzyjemne miejsce udając się do Eforie. Nie było to trudne, bowiem autobusy do miejscowości nadmorskich odjeżdżają co 15 minut, a może nawet częściej.
Po 20 minutach wysiadamy z autobusu. Na przystanku 3 właścicieli pensjonatów oferuje nam swoje usługi. Wybieramy tego, który mówi po angielsku. Na imię mu Radu, znów były marynarz. Strzał w dziesiątkę! Pension co prawda z zewnątrz jeszcze nie wykończony, za to w środku nówka. Duże i czyste pokoje. Za 50 lei od pary za nocleg. Najtaniej w Rumunii. Nad samym brzegiem jeziora Belona, 10 minut pieszo do czarnomorskiej plaży. A na plaży jak wiadomo słońce praży. Woda wspaniała. W TV mówili, że 23, 24 stopni C. Opanowało nas słodkie lenistwo... Tyle tylko, że to morze takie mało czarne... Ale następnego dnia, gdy słońce troszkę inaczej poświeciło, morze ciemniejszego koloru nabrało, zatem są pewnie dni, w czasie których czernią się czarnomorskie fale...